Moduł tworzenia i zarządzania listami zakupowymi jest dostępny
tylko w naszej aplikacji. Zachęcamy do jej odwiedzenia.
Zespół Czytamy Etykiety
Na początku jeszcze zwracaliśmy na nie uwagę, a teraz są stałą częścią opakowania. Ale pojawia się dodatkowe pytanie: czy kosmetyk, który ma 99% substancji pochodzenia naturalnego może jednocześnie… nie być naturalny?
Wszystko zaczęło się od wprowadzenia normy ISO 16128, która pozwala producentom w szybki i łatwy sposób wyliczyć zawartość substancji naturalnych w komponowanym kosmetyku. Ponieważ jej zakup wiąże się z jednorazowym wydatkiem i resztę procesu można przeprowadzić samemu, to szybko zyskała ona na popularności. W przeciwieństwie do certyfikatów, które są nie tylko kosztowne, ale wymagają także przedłożenia szczegółowej dokumentacji i należy je co jakiś czas odnawiać, norma ta wydaje się być łatwiejszym sposobem wyliczenia na ile naturalny jest kosmetyk.
To co je odróżnia to właśnie fakt, że certyfikaty gwarantują nam brak pewnych substancji w kosmetyku. Ich wadą jest jednak cena i pewna opieszałość we wprowadzaniu nowinek do spisu substancji dozwolonych, przez co wiele lat kosmetyki naturalne kojarzone były z produktami nadmiernie prostymi i pozbawionymi ciekawych substancji aktywnych.
To, co jest wadą wyliczeń z nowej normy to nadal brak pewności czy kosmetyk jest naturalny. Może zdarzyć się tak, że produkt będzie mieć 99% substancji pochodzenia naturalnego i jednocześnie pojawia się w nim substancje, które nie są akceptowane w kosmetykach naturalnych np. donory formaldehydu (dopuszczone w maksymalnym stężeniu 0,6% dla np. DMDM Hydantoin). W zasadzie jedyną „konsekwencją” użycia składników syntetycznych jest obniżenie końcowej wartości procentowej.
Niestety, ale konsument niewprawiony w czytaniu składów może zostać wprowadzony w ten sposób w błąd.
Liczby te nie przydadzą się też osobom, które szukają kosmetyków bez substancji pochodzących z martwych zwierząt, zarówno NaTrue jak i EcoCert dopuszczają głównie substancje produkowane przez zwierzęta (np. mleko i miód). Nie jest to wtedy kosmetyk wegański.
To co według nas jest minusem, to brak możliwości podejrzenia co jest dozwolone w normie ISO 16128 bez jej zakupu, podczas gdy EcoCert posiada listę dozwolonych substancji w kosmetykach z ich certyfikatem!
To inny sposób określenia czy kosmetyk spełnia wymogi naturalnego, jednak warto nadal pamiętać (podobnie jak z normą ISO), że nadal nie stanowią one prawnej definicji. Do najbardziej znanych jednostek certyfikujących możemy zaliczyć COSMOS, NaTrue, BDIH, Soil Association. Każda z tych jednostek ma swoje wytyczne i restrykcje jeśli chodzi o przyznanie oznaczeń! Dlatego może zdarzyć się, że konkretna substancja będzie akceptowana przez jedną z jednostek, a przez inną już nie, dobrym przykładem są nanocząstki filtrów mineralnych, które akceptowane są przez NaTrue, a z kolei nie uświadczymy ich w kosmetykach z oznaczeniem COSMOS (częściej rozpoznawanym przez znaczek EcoCert).
Mamy nadzieję, że w tej krótkiej notatce rozwialiśmy chociaż część wątpliwości dotyczące tych oznaczeń i widzicie, że te cyfry nie biorą się znikąd. My traktujemy je jako cenną wskazówkę, ale uważamy, że oznaczenie to, ani żadne inne nie zwalnia nas z czytania składu – to, że kosmetyk ma certyfikat, nie oznacza, że jego skład będzie odpowiedni dla każdego z nas.
Nawet kosmetyki z certyfikatami mogą zawierać alergeny (chociaż te z Allergy Certified nieco mniej 😉) i choćby pod tym względem warto skład rozpracować przed zakupem.
Brak komentarzy pod tym artykułem
Dodaj komentarz